“Jeśli trzymasz miłość zbyt słabo, odleci; jeśli ją ściśniesz za mocno, umrze. Oto jedna z zagadek.”
Wydaje Ci się, że jesteś w tym wszystkim sama. Patrzę w Twoje zaczerwienione oczy, smutek malujący Twojej dziecięce oczy i choć wydaje Ci się, że jesteś już dorosła, tak naprawdę widzę tę małą dziewczynkę, która tak samo płakała, gdy nie widziała nigdzie swojej mamy. Nie jestem Aniołem, nie podniosę Cię na skrzydłach, bo sama ich nie ma. Nie jestem Twoją przyjaciółką, bo nie umiem powiedzieć Ci: czas to najlepsze lekarstwo, bo sama w to nie wierzę. Nie jestem godna Twojego zaufania, bo sama nie czuję się godna. Jestem Tobą, a Ty mną. Jeśli czujesz, że jesteś sama, ja zawsze będę przy Tobie, a Ty przy mnie, bo na tym polega prawdziwa miłość.
W jej łzach widzę swoje odbicie. Każda kropla jest oddzielną historią, którą przeżyłam, każdy grymas przypomina mi nieudane związki, ból wywołany przez najbliższych i ogromny żal do tych, którzy chcieli tylko zagrać, poniżyć, poczuć się lepszym. W tej sytuacji pytam się: Gdzie jest Bóg? Dlaczego wszystko idzie nie tak? Dlaczego chce naszego cierpienia, łez, żalu? Przecież obie byłyśmy dobre, pomocne, robiłyśmy wszystko, aby stać się lepszą... Nie mogę, patrzeć jak bardzo cierpi, nie umiem znaleźć wytłumaczenia, dlaczego właśnie ona. Mam wrażenie, że On nas porzucił, po co Mu ktoś, kto nie chodził co niedziela do Kościoła, po co ktoś, kto nie dawał na tacę, bo sam nie miał. Po, co ktoś, kto popełniał błędy, których teraz żałuje? Mój kontakt z nią? Tylko przez szybę, zachorowała na groźną i bardzo zakaźną chorobę. Stoję tam jak wryta, nie czuję już nóg, mam wrażenie, że wyląduje zaraz obok niej, tak bardzo bym tego chciała, złapać ją za rękę po prostu pocieszyć i być nie zważając na to, co się wydarzy. Żyj chwilą to motywator, który staje się prośbą, błaganiem ludzi, którzy przechodzą obok mnie, pomijają jak wiatr, nie widzą, bo nie chcą widzieć. Dzień mija za dniem, godzina za godziną, nic nie jem, nie piję, nie rozumiem. Chcę wyciągnąć chusteczkę z kieszeni pełnej dziwnych rzeczy. Nie mam jej, wszystko jakby rozmyło się. Pustka. Sprawdzam kieszenie kogoś, kto teraz walczy o życie. Znalazłam! Białą, wełnianą chusteczkę, taką jak nosiło się kilka lat temu. Zawsze je uwielbiała nosić, przypominały się chwile, kiedy była młoda, kiedy poznawała Świat, który był czymś niewyobrażalnym. A w niej piękny, welurowy, mający niezwykłą woń różaną- różaniec. Spoglądam na niego i moje łzy ściekają po nie umalowanej, wychudzonej twarzy. Zasikam Go tak mocno, czuję, jak każda część różańca wbija się w moje zimne dłonie. Tak bardzo mam do Ciebie żal, nie widziałam Cię nigdy, nie usłyszałam słowa z Twoich ust, ale mam wrażenie, że nie nawiedzę Cię. Daje mi tyle bólu, rzeczy, których nie jestem w stanie unieść, jestem słaba... Nie mogę Go wypuścić, coś daje mi tak ogromną siłę, nadzieję w to, że ona wyzdrowieje, powie do mnie znowu: bardzo Cię kocham. Wracam ciemnym, chłodnym wieczorem do domu, po czterech dniach spędzonych na szpitalnym korytarzu nie mam siły martwić się o teraźniejszość. Nastała jesień, już? Jak długo nie była tu? To wszystko tak szybko się wydarzyło, goniłam za wszystkim, za ocenami, ładnym wyglądem, koleżankami, ale nie za Tobą. Widzę, jak ten liść spada, jak zgnije za kilka dni i widzę w nim Siebie. Nie jestem silna, nie umiem trzymać się cały czas Ciebie, popełniam błędy, które odrywają mnie od Boga i spadam jak ten żółty, niemający już przyszłości liść. Staję na chwilę, podnoszę go i bardzo mocno przyciskam do piersi. Ludzie idący w tym samym czasie, spoglądają na mnie z litością, ale to już nieważne. Zabieram go ze sobą, wkładam do książki i pozwalam zasuszyć, wydobyć piękno. W tym samym momencie przysięgam sobie, że wydobędę z siebie to, co najlepsze, poczuję miłość i na nowo zaufam Bogu. Bogu, któremu zawdzięczałam całe swoje życie, swoje upadki, wzloty i miłości. To nie będzie łatwe, nie tak szybkie, jak kupienie nowej sukienki na wyprzedaży. Wiem, że będzie to trudne, wiem, że będą potyczki i pokusy, aby zwątpić, ale tym razem chcę poznać Cię, zrozumieć każdą sytuację, która wydarzyła się w moim życiu, w życiu osób, które kocham. Po prostu zrozumieć. Każdego dnia przed wizytą lekarzy odwiedzam Kapliczkę, tą na drugim piętrze. Widzę obraz Twój, ludzi tłum, a w tym wszystkim siebie. Pół roku temu nie pasowałabym w tym miejscu, stwierdziłabym, że to nie dla mnie. Rana modlitwa, ze starcami? No chyba Cię coś boli. Teraz to moja rutyna. Nie zawsze widzę tu dobroć, wiele osób płacze, prosi, przeprasza i pyta tak jak ja. Są chwile, kiedy wykłócam się, proszę o wytłumaczenie i widzę w Najświętszym Sakramencie kogoś wyższego niż Prezydent. Widzę w nim tysiące podziękowań za uzdrowienie, łez radości. A czy ja będę kolejną? Z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej, jej uśmiech na twarzy sprawia, że czuję w końcu spokój, dostrzegam rzeczy, które były dla mnie obce, nie obiecuje mi nikt, że teraz będzie wszystko jak w filmie, że jeśli uwierzyłam, to spełnię swoje największe marzenie, takie prezencik od losu, że wytrwałam. Nie, tak jak ten liść, tak ja chcę iść dalej, chcę poznawać Boga bardziej, cierpieć w nim w ramię, skarżyć i mieć żale, cieszyć się i śmiać do łez, ale tylko z Nim. Może być jeszcze różnie, mogę zwątpić, mogę zrezygnować, ale wiem, że Bóg mnie kocha. Nie muszę być silna i przenosić góry, by móc mu służyć. Jestem słaba, szybko ulega presji, ale On mnie kocha taką, jaka jestem. I może trudno w to uwierzyć, ale nawet w najbardziej nieoczekiwanym momencie odnajdziesz Go, a raczej On odnajdzie Cię.
W jej łzach widzę swoje odbicie. Każda kropla jest oddzielną historią, którą przeżyłam, każdy grymas przypomina mi nieudane związki, ból wywołany przez najbliższych i ogromny żal do tych, którzy chcieli tylko zagrać, poniżyć, poczuć się lepszym. W tej sytuacji pytam się: Gdzie jest Bóg? Dlaczego wszystko idzie nie tak? Dlaczego chce naszego cierpienia, łez, żalu? Przecież obie byłyśmy dobre, pomocne, robiłyśmy wszystko, aby stać się lepszą... Nie mogę, patrzeć jak bardzo cierpi, nie umiem znaleźć wytłumaczenia, dlaczego właśnie ona. Mam wrażenie, że On nas porzucił, po co Mu ktoś, kto nie chodził co niedziela do Kościoła, po co ktoś, kto nie dawał na tacę, bo sam nie miał. Po, co ktoś, kto popełniał błędy, których teraz żałuje? Mój kontakt z nią? Tylko przez szybę, zachorowała na groźną i bardzo zakaźną chorobę. Stoję tam jak wryta, nie czuję już nóg, mam wrażenie, że wyląduje zaraz obok niej, tak bardzo bym tego chciała, złapać ją za rękę po prostu pocieszyć i być nie zważając na to, co się wydarzy. Żyj chwilą to motywator, który staje się prośbą, błaganiem ludzi, którzy przechodzą obok mnie, pomijają jak wiatr, nie widzą, bo nie chcą widzieć. Dzień mija za dniem, godzina za godziną, nic nie jem, nie piję, nie rozumiem. Chcę wyciągnąć chusteczkę z kieszeni pełnej dziwnych rzeczy. Nie mam jej, wszystko jakby rozmyło się. Pustka. Sprawdzam kieszenie kogoś, kto teraz walczy o życie. Znalazłam! Białą, wełnianą chusteczkę, taką jak nosiło się kilka lat temu. Zawsze je uwielbiała nosić, przypominały się chwile, kiedy była młoda, kiedy poznawała Świat, który był czymś niewyobrażalnym. A w niej piękny, welurowy, mający niezwykłą woń różaną- różaniec. Spoglądam na niego i moje łzy ściekają po nie umalowanej, wychudzonej twarzy. Zasikam Go tak mocno, czuję, jak każda część różańca wbija się w moje zimne dłonie. Tak bardzo mam do Ciebie żal, nie widziałam Cię nigdy, nie usłyszałam słowa z Twoich ust, ale mam wrażenie, że nie nawiedzę Cię. Daje mi tyle bólu, rzeczy, których nie jestem w stanie unieść, jestem słaba... Nie mogę Go wypuścić, coś daje mi tak ogromną siłę, nadzieję w to, że ona wyzdrowieje, powie do mnie znowu: bardzo Cię kocham. Wracam ciemnym, chłodnym wieczorem do domu, po czterech dniach spędzonych na szpitalnym korytarzu nie mam siły martwić się o teraźniejszość. Nastała jesień, już? Jak długo nie była tu? To wszystko tak szybko się wydarzyło, goniłam za wszystkim, za ocenami, ładnym wyglądem, koleżankami, ale nie za Tobą. Widzę, jak ten liść spada, jak zgnije za kilka dni i widzę w nim Siebie. Nie jestem silna, nie umiem trzymać się cały czas Ciebie, popełniam błędy, które odrywają mnie od Boga i spadam jak ten żółty, niemający już przyszłości liść. Staję na chwilę, podnoszę go i bardzo mocno przyciskam do piersi. Ludzie idący w tym samym czasie, spoglądają na mnie z litością, ale to już nieważne. Zabieram go ze sobą, wkładam do książki i pozwalam zasuszyć, wydobyć piękno. W tym samym momencie przysięgam sobie, że wydobędę z siebie to, co najlepsze, poczuję miłość i na nowo zaufam Bogu. Bogu, któremu zawdzięczałam całe swoje życie, swoje upadki, wzloty i miłości. To nie będzie łatwe, nie tak szybkie, jak kupienie nowej sukienki na wyprzedaży. Wiem, że będzie to trudne, wiem, że będą potyczki i pokusy, aby zwątpić, ale tym razem chcę poznać Cię, zrozumieć każdą sytuację, która wydarzyła się w moim życiu, w życiu osób, które kocham. Po prostu zrozumieć. Każdego dnia przed wizytą lekarzy odwiedzam Kapliczkę, tą na drugim piętrze. Widzę obraz Twój, ludzi tłum, a w tym wszystkim siebie. Pół roku temu nie pasowałabym w tym miejscu, stwierdziłabym, że to nie dla mnie. Rana modlitwa, ze starcami? No chyba Cię coś boli. Teraz to moja rutyna. Nie zawsze widzę tu dobroć, wiele osób płacze, prosi, przeprasza i pyta tak jak ja. Są chwile, kiedy wykłócam się, proszę o wytłumaczenie i widzę w Najświętszym Sakramencie kogoś wyższego niż Prezydent. Widzę w nim tysiące podziękowań za uzdrowienie, łez radości. A czy ja będę kolejną? Z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej, jej uśmiech na twarzy sprawia, że czuję w końcu spokój, dostrzegam rzeczy, które były dla mnie obce, nie obiecuje mi nikt, że teraz będzie wszystko jak w filmie, że jeśli uwierzyłam, to spełnię swoje największe marzenie, takie prezencik od losu, że wytrwałam. Nie, tak jak ten liść, tak ja chcę iść dalej, chcę poznawać Boga bardziej, cierpieć w nim w ramię, skarżyć i mieć żale, cieszyć się i śmiać do łez, ale tylko z Nim. Może być jeszcze różnie, mogę zwątpić, mogę zrezygnować, ale wiem, że Bóg mnie kocha. Nie muszę być silna i przenosić góry, by móc mu służyć. Jestem słaba, szybko ulega presji, ale On mnie kocha taką, jaka jestem. I może trudno w to uwierzyć, ale nawet w najbardziej nieoczekiwanym momencie odnajdziesz Go, a raczej On odnajdzie Cię.
Świetnie napisane, piękna refleksja, nadaje się do tomiku :) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPiękny i głęboki tekst. Będę zaglądać częściej :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się twoja refleksja, twój tekst podoba.
OdpowiedzUsuńBratnia dusza to ktoś, kto
rozumie Cię lepiej niż ktokolwiek
inny, kocha Cię bardziej niż
ktokolwiek inny, będzie przy
Tobie zawsze, bez względu na
wszystko.
Cecelia Ahern – P.S. Kocham Cię
Świetny cytat w tytule, kto jest autorem?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
MALWA
Szczerze, nie mam pojęcia.
UsuńŚwietny tekst. Porusza bardzo od samego początku. Pozdrawiam serdecznie ☺
OdpowiedzUsuńPrzepięknie skłaniający do wielu przemyśleń :)
OdpowiedzUsuńLepiej nie można byłoby tego wszystkiego ująć...
OdpowiedzUsuńJeden z lepszych wpisów jakie czytałam! Dziękuje i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Cieszę się!
UsuńPięknie napisane. Miło się czyta i daje dużo do myślenia.
OdpowiedzUsuń